Kajak dobry na wszystko

Nietrudno usłyszeć od znajomych relacje ze spływów kajakowych Tanwią czy Bugiem. Emocje i wrażenia mieszają się przy tym z przestrogami, że łatwo nie będzie, bo przecież pływanie kajakiem wymaga niemałej krzepy, odwagi i zręczności w utrzymaniu łódki w silnym rzecznym nurcie. Duża część tych przestróg to zwykłe bajki, które robią spływom kajakowym niezasłużenie złą reklamę. 

Jesteśmy gotowi pokusić się o zakład, że po kajakowej wycieczce, którą chcemy zaproponować w tym przewodniku świeżo upieczeni kajakarze połkną bakcyla tego sportu. Naszym akwenem będzie Bystrzyca. I od razu parę słów jak to z tą rzeką jest.

Przez województwo lubelskie płyną rzeki znacznie większe, szersze, jak Wisła, Bug i Wieprz. Bystrzyca, choć długa i przecina Lublin jest w tej klasyfikacji daleko, niezasłużenie odsuwana na bok. Jest od zawsze, bezmyślnie traktowana przez niektórych jako miejsce w sam raz do pozbycia się śmieci (na szczęście takich "ekologów" jest coraz mniej).

 
Dopiero od kilku lat, najpierw władze Lublina, a potem władze powiatu lubelskiego zaczęły starać się o przywrócenie tej rzeki miastu i sąsiadującym z Lublinem okolicom.
 
Powiat lubelski zakończył realizację bardzo ciekawego projektu "Kajakiem po Bystrzycy i Wieprzu", współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej. Wspólne przedsięwzięcie powiatów lubelskiego, lubartowskiego, ryckiego, miasta Lublin i gminy Strzyżewice stworzyły jedną z najlepiej przygotowanych na potrzeby współczesnego masowego turysty trasę kajakową w kraju. Powstała świetnie przygotowana infrastruktura z pomostami, miejscami do kempingu, znakami i punktami informacyjnymi. Nie trzeba tworzyć malowniczego krajobrazu i atrakcji spływu. One już są, ale często wiedzą o nich tylko mieszkańcy miejscowości, które będą przystankami na tym kajakowym szlaku. 
 
W ramach tej wycieczki proponujemy kilka wariantów jej przebiegu. Wydaje nam się, że wszystkich miejsc, które opisujemy nie da się odwiedzić w ciągu jednego weekendu łącząc wizyty z wiosłowaniem, a to przecież najważniejszy punkt programu. Musimy też znaleźć czas na odpoczynek, bo wiosłowanie nawet na rzece o łagodnym nurcie, jaką jest Bystrzyca może być forsujące, szczególnie dla początkujących.
 
Uczestnicy spływu
 
Ale po pierwsze - skąd wziąć kajak? Nie jest to przecież sprzęt, który każdy z nas trzyma w domu, jak rower, buty do biegania, czy kije do nordic walking. Oczywiście nie jest to nic trudnego. Wystarczy w Internecie znaleźć stronę http://www.kajaki.lublin.pl. To internetowa witryna wypożyczalni sprzętu wodnego działającej w Strzyżewicach. Na stronie dowiemy się praktycznie wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć o spływach Bystrzycą w kierunku Lublina, a także o górnym odcinku rzeki, o czym potem. Wystarczy znaleźć na stronie numer telefonu do prowadzących wypożyczalnię, zadzwonić, wybrać sprzęt i zarezerwować termin spływu. Skontaktować się z wypożyczalnią można także za pośrednictwem e-maila i komunikatora gg. Organizatorzy będą czekać na nas na miejscu rozpoczęcia spływu, po jego zakończeniu odwiozą nas na miejsce startu, jeśli wybierzemy się tam samochodem.
 
Tym, którzy chcą spędzić na spływie cały dzień proponujemy wybrać jako start Strzyżewice, a za metę Prawiedniki. To około 18 kilometrów i mniej więcej sześć godzin wiosłowania. Do Strzyżewic dojedziemy z Lublina dwoma trasami: drogą krajową nr 19 wyjedziemy w kierunku Kraśnika, a w Niedrzwicy Dużej skręcimy w lewo, w drogę wojewódzką nr 834 i dotrzemy do Strzyżewic. Dojazd jest też możliwy ulicą Zemborzycką, dalej Osmolicką w kierunku Prawiednik. Dalej należy kierować się prosto aż do skrzyżowania z drogą nr 834.
 
Zanim się „zaokrętujemy” warto przespacerować się po Strzyżewicach, wsi o zamierzchłym średniowiecznym rodowodzie, należącej ponad 800 lat temu do rodu Awdańców, który w pierwszych wiekach istnienia państwa polskiego należał do najbardziej znaczących w państwie królów i książąt z dynastii Piastów. Najważniejszym zabytkiem Strzyżewic jest dwór rodziny Kołaczkowskich, zbudowany w XIX wieku, przywodzący trochę na myśl rezydencje polskich ziemian niczym z powieści „Noce i dni” Marii Dąbrowskiej. 
 
Ciekawa postać: Każdy region w Polsce ma swojego dziejopisa - regionalistę, człowieka, który z zamiłowania i sentymentu opisuje dzieje, kulturę, dorobek i folklor swojej małej ojczyzny. Gmina Strzyżewice też ma swojego regionalistę. Ktoś z wycieczkowiczów interesujących się życiem politycznym Polski zapewne pomyślałby „Już go gdzieś widziałem”, gdyby zobaczył wybitnego regionalistę ziemi strzyżewickiej. To postać jeszcze do 2010 roku często goszcząca na ekranach telewizyjnych programów informacyjnych, szczególnie w gorącym okresie wyborczym. Ferdynand Rymarz, bo o nim  mowa, świetny prawnik i sędzia Trybunału Konstytucyjnego, były (do 2010 r.) przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej czuwającej nad prawidłowym przebiegiem wyborów w naszym kraju pochodzi ze Strzyżewic i z pasji oraz przywiązania do rodzinnych stron opisuje historię i kulturę swoich rodzinnych stron.
 
Dość o historii (na razie). Wsiądźmy wreszcie do kajaków, wiosła w dłoń i w drogę! Zawsze musi być ten pierwszy raz, a spływ Bystrzycą w kierunku Lublina to idealna trasa dla początkujących kajakarzy. Rzeka ma spokojny i łagodny bieg urozmaicony meandrami, które nie sprawią . Płynąc od Strzyżewic mijamy wieś Bystrzyca (ją także można wybrać jako początek spływu), a następnie dopływamy do Piotrowic.
 
Ciekawa postać: Każdy zna Mickiewicza, a ci którzy uważali na lekcjach polskiego pamiętają, że wieszcz rywalizował z Juliuszem Słowackim. Jednak wrogiem numer 1 dla obu wielkich twórców doby romantyzmu był Kajetan Koźmian, właściciel dworu w Piotrowicach. Pisarz od Mickiewicza i Słowackiego starszy (od Mickiewicza o 22 lata), choć przeżył ich obu, to tworzył w duchu wcześniejszej epoki klasycystycznej. Dlatego stał po zupełnie innej stronie barykady w ostrym sporze o kierunek, w którym powinna pójść polska literatura. Przeciwny romantycznym porywom Koźmian był przeciwny wybuchowi powstania listopadowego, któremu romantycy ochoczo przyklasnęli. Po jego klęsce zniechęcony do atmosfery klęski panującej w Warszawie na stałe przeniósł się do Piotrowic, gdzie zmarł w 1856 r. Drewniany dwór, w którym mieszkał już dziś nie istnieje. Na jego miejscu stoi murowany dworek z końca XIX wieku. Po Koźmianie pozostały buki w dawnym parku, które sadził ze swoim przyjacielem generałem Franciszkiem Morawskim. Podobno sadzili drzewa, by upamiętnić słynnego angielskiego poetę lorda George’a Byrona. 
 
Jeśli ktoś zechce zobaczyć buki Koźmiana może urządzić sobie krótki przystanek w Piotrowicach. W następnej miejscowości, Pszczelej Woli czeka nas dłuższy postój. Jak sama nazwa miejscowości wskazuje zobaczymy tu niezwykłe związane z miodem. Wysiadając z kajaków, najlepiej w okolicach mostu skierujmy się w jego prawą stronę. Szybko dojdziemy do pałacu należącego niegdyś do rodziny Rohlandów. Zbudował go generał Franciszek Rohland, uczestnik powstania listopadowego. Przez prawie 100 lat dwór pozostawał w posiadaniu tej rodziny aż do 1944 r. gdy przejęły go nowe władze komunistyczne wprowadzając nowe porządki. Ironią historii jest jednak fakt, że niezatarte piętno na miejscowości pozostawiła ostatnia właścicielka dworu, Helena Maria Rohland, która była wielką pasjonatką pszczelarstwa. Nic dziwnego, że władze państwowe uznały, że w Pszczelej Woli są doskonałe warunki do utworzenia Technikum Pszczelarskiego. Atrakcją naszej wycieczki nie jest naturalnie sama szkoła, a działające przy niej muzeum - skansen. 

Przypomnijmy sobie Zagłobę z trylogii Henryka Sienkiewicza, który tak gustował w pitnym miodzie. Dziś trunek uważany za ciekawostkę, nawet za dziwactwo, w najlepszym wypadku prezent dobry do postawienia na półce był kiedyś zupełnie powszechnym napitkiem, a bartnicy, czyli ludzie zajmujący się produkcją miodu z barci zakładanych przez pszczoły w konarach czy kłodach drzew mieli na sprzedaż nie tylko miód, ale i wosk. Muzeum w Pszczelej Woli zbiera i zachowuje zabytki bartnictwa i pszczelarstwa, dzięki czemu możemy dzisiaj zobaczyć jak wyglądały ule w czasach Zagłoby. Najstarszy ul ze zbiorów skansenu w Pszczelej Woli pochodzi z XVII wieku, właśnie z czasów, w których rozgrywa się Trylogia. Oczywiście nie można opuścić skansenu bez poznania tajników produkcji miodu dzisiaj i w przeszłości.
 
Dopływając do Osmolic trzeba rzucić okiem na zegarek i sprawdzić ile jeszcze mamy czasu. Sporo przed nami, a w Osmolicach znajduje się nieźle zachowany pałac z otaczającym go parkiem. Taki zabytek nieczęsto się zdarza w powiecie lubelskim. Historia pałacu sięga 600 lat wstecz, a spacerując po parku do dziś widać myśl ogrodnika, który go tworzył. Pałac niestety, wielka szkoda, stoi od ponad 17 lat pusty.
 
Ciekawa postać: Szkoda, że dziś nigdzie w Osmolicach nie da się znaleźć śladów geniusza, który wychował się w tej miejscowości. Geniuszem był w swoim fachu, choć w dzieciństwie zapewne brano go jedynie za spryciarza o sprawnych dłoniach. Czesław Słania pochodził co prawda z zupełnie innej części Polski (urodził się w 1921 r. w Czeladzi w Zagłębiu Dąbrowskim, obecnie w województwie śląskim), ale w Osmolicach dorastał.
Żaden człowiek, choćby niezwykle utalentowany nie jest bez wad i tak też było z Czesławem Słanią. Jako uczeń miał tą przypadłość, że często gubił szkolne legitymacje. Radził sobie z tym problemem samodzielnie. Miał w rękach, oczach i umyśle taką sprawność, że potrafił niemal idealnie podrabiać zgubione dokumenty. Ta umiejętność przydała mu się w czasach II wojny światowej, gdy wstąpił do komunistycznej Armii Ludowej i zajmował się głównie dostarczaniem organizacji fałszywych dokumentów. Po II wojnie światowej swój talent poświęcił dla prawdziwej sztuki wstępując do krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wyspecjalizował się w grawernictwie i jako grawer znalazł pracę w Państwowej Wytwórni Znaczków Pocztowych.

Pierwszy znaczek projektu Słani trafił do obiegu w 1951 roku. Pięć lat później, korzystając z końca stalinizmu i chwilowego rozluźnienia obroży, jaką społeczeństwu narzuciła komunistyczna władza Słania opuścił Polskę i wyjechał do Szwecji. Tam zamieszkał na długie lata nie zmieniając fachu. Mało tego, stał się być może najwybitniejszym na świecie projektantem grawerowanych znaczków. Pracował nie tylko dla poczty szwedzkiej, bo zamówienia u Słani składały poczty wielu państw świata ze wszystkich kontynentów z wyłączeniem tylko Antarktydy.

Geniusz Słani sprawił, że dostąpił wysokich zaszczytów. Ten były oficer komunistycznej partyzantki został w 1972 roku obdarzony przez króla Szwecji Gustawa VI Adolfa tytułem Nadwornego Grawera Królestwa Szwecji. Odbierał medale i ordery od koronowanych głów Danii i Monako. Wreszcie, jako twórca ponad tysiąca projektów grawerowanych znaczków znalazł się w Księdze Rekordów Guinessa. Szkoda tylko, że do tej pory w Osmolicach nie ma choćby jednego śladu, że geniusz o tak ciekawym życiorysie dorastał w tej miejscowości. 
 
Dwór rodziny Rohlandów
 
Spływ z Osmolic do Prawiednik to ostatni etap głównej części naszej kajakowej trasy. Zależy nam, by spędzić trochę czasu w Prawiednikach, bo niedaleko od miejsca, gdzie wysiądziemy z kajaków, w stronę szosy Lublin - Bychawa są dwa niewielkie stawy a obok nich miejsce, które prawdopodobnie nie ma sobie równych nie tylko w powiecie lubelskim, ale w całym województwie. Bar Pod Pstrągiem serwuje doskonałe, smaczne pstrągi, karpie, sandacze i sumy z grilla, lub smażone. Frazes „niebo w gębie” jest tu jak najbardziej na miejscu.
 
Bar to jednak nie tylko miejsce, gdzie dobrze zjemy. Można tu także samemu złowić sobie rybę i zabrać do domu. Nie trzeba nawet mieć ze sobą wędki, bo sprzęt wędkarski można wypożyczyć na miejscu. Stawy obok baru są tak gęsto zarybione, że zupełny wędkarski żółtodziób ma spore szanse na swoje pierwsze trofeum, oczywiście jeśli wykaże się cierpliwością aż ryba weźmie. Dzieci znajdą sobie zajęcia na mini placu zabaw. Dla przyjezdnych z Lublina to świetne miejsce na chwilę relaksu. Na miejscu w barze można także zapytać o bardziej ekstremalne rozrywki. Po drugiej stronie szosy i Bystrzycy powstał niewielki tor quadowy. Prowadzący go ośrodek Funsport proponuje rozrywkę na czterech kółkach, ale także inne imprezy jak paintball.
 
Po pełnym wrażeń dniu czas na nocleg. Proponujemy nie wracać do Lublina, tylko pozostać na noc w Pszczelej Woli w agroturystycznym gospodarstwie pszczelarskim państwa Zofii i Mieczysława Janików. To nie tylko propozycja na nocleg, bo przed gospodarzami miody nie mają żadnych tajemnic. Wytwarzają kilkanaście rodzajów tego produktu i powiedzą nam wszystko, co chcemy wiedzieć na temat miodu, w tym jego zalet leczniczych. Kontakt do Pszczelej Pasieki państwa Janików to nr tel. 081 562 80 19 i e-mail janikpszczela@wp.pl.
 
Można także wybrać nocleg w kwaterze agroturystycznej u państwa Ireneusza i Edyty Jamrozów w Bystrzycy Nowej, mniej więcej w połowie drogi między Strzyżewicami i Piotrowicami. Można się skontaktować z właścicielami w sprawie noclegów pod nr tel. 608 028 521 i 501 210 256
Następnego dnia mamy zamiar kontynuować spływ. Można nieco dłużej pospać, skontaktować się z właścicielami wypożyczalni kajaków i wyruszyć w nową trasę z Prawiednik do Zalewu Zemborzyckiego (jeśli ktoś nie ma ochoty pływać na większych dystansach, może zdecydować się tylko na ten odcinek spływu). To już trasa bez przystanków. Rekreacja, ruch, świeże powietrze. Uważny obserwator z pewnością zwróci uwagę, że drzewa rosnące nad brzegiem Bystrzycy często są pozbawione kory i obgryzione w charakterystyczny sposób. To ślady działalności bobrów i jednocześnie znak, że z naszym środowiskiem naturalnym jest całkiem dobrze, skoro te zwierzęta bytują nad Bystrzycą.
 
Dopóki płyniemy Bystrzycą spływ minie nam przyjemnie i łagodnie. Idealna wyprawa dla całej rodziny. Nieco inaczej sprawy się mają, gdy wpłyniemy w granice administracyjne Lublina, czyli na Zalew Zemborzycki. Zawitamy na ten akwen od jego południowego krańca, który przez kilkaset metrów jest niczym rozszerzone koryto Bystrzycy, nie sprawi nam większych trudności. Ale gdy brzegi zaczną oddalać się do siebie, a Zalew stanie się dość sporym jeziorem to podmuchy wiatru będą ruszać i wodą i naszym kajakiem. Nie należy się martwić, bo mało prawdopodobne, by kajak się wywrócił, ale w słoneczne weekendy trzeba pamiętać o jeszcze jednym, gdy wpływamy kajakiem na wody Zalewu. Pływa tam coraz więcej jachtów, motorówek i skuterów wodnych. Przy zachowaniu uwagi przez wszystkich wodniaków żaden wypadek raczej nie grozi, ale na kajakach najbardziej odczujemy fale wzbudzane przez większe obiekty pływające. Koniec trasy to przystań przy wypożyczalni sprzętu wodnego, którą prowadzi Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Lublinie.
 
Inny wariant na drugi dzień wycieczki, szczególnie odpowiedni, jeśli wybierzemy nocleg w Strzyżewicach to zwiedzanie Bychawy. To niewielkie miasto powinno (choć tego nie robi) swoimi zabytkami. W rynku miasteczka zobaczymy kilka ładnych kamienic, które wzniesiono w XIX wieku. O prawdziwej świetności Bychawy świadczą, niestety, ruiny dawnego barokowego pałacu rodziny Stroińskich. Na miejscu wyobrażenie o pięknie tej rezydencji dają nam jedynie pokaźnych rozmiarów mury, ale po powrocie do domu warto poszperać w internecie, by znaleźć XVIII-wieczne ryciny przedstawiające dwór z czasów zanim popadł w ruinę. Na co dzień przechowywane są w Muzeum Czartoryskich w Krakowie. 

Bychawa szczyci się także swoimi tradycjami kulinarnymi. Co roku w maju miasteczko staje się stolicą pieroga. W czasie festynu ku czci tej potrawy odbywają się m.in. mistrzostwa świata w zjadaniu pierogów. Będąc w Bychawie warto też zajrzeć do piekarni państwa Reginy i Janusza Kowalskich (ul. Ks. Dominika Maja 11), by skosztować wypiekanej u nich, niespotykanej nigdzie indziej bułki drożdżowej z cukrem. Ale pamiętajmy – w niedziele piekarnia jest nieczynna.
WYCIECZKA PO POWIECIE
WYCIECZKA PO POWIECIE
Kajakiem po Bystrzycy i Wieprzy
Dzieciaki w Plecaki
Dzieciaki w Plecaki